Kilka dni temu, dość niespodziewanie, składałam wniosek o wydanie paszportu. Taki pierwszy, nieplanowany krok do dalszych podróży :) Dosłownie w ostatniej chwili (30 dni przed wyjazdem) dowiedziałam się, że będę potrzebowała tego dokumentu. Nie, nie jestem nierozgarnięta... Sprawdzałam wcześniej na stronie MSZ czy jest on potrzebny. Tam przeczytałam, że do Norwegii, do której wybieram się w lipcu, obywatele Polscy nie potrzebują paszportu (mimo, że kraj ten nie należy do UE). Organizator wyjazdu jednak go sobie zażyczył, więc w ostatniej chwili leciałam załatwiać wszelkie formalności. W ostatniej to znaczy, że odbiór dokumentu mam wyznaczony na 6 lipca a wyjeżdżam o 7 rano, właśnie 6 lipca. No nic, mam nadzieję, że paszport uda mi się odebrać wcześniej. Ale dlaczego w ogóle o tym piszę. Te wszystkie zabawy w wypełnianie druczków wprawiły mnie w nastrój wakacyjny (a z wakacjami dzielą mnie jeszcze 4 egzaminy :c). Postanowiłam więc dziś ponownie cofnąć się w czasie
i przybliżyć Wam kolejne miejsce, w którym już udało mi się być. Ostatni tego typu post był o Holandii i pisałam tam, że to część I, więc zapraszam na część II czyli Paryż.
Zacznę może od początku. Mój przyjaciel, z którym wybrałam się do Holandii, jest zafascynowany Francją (w stopniu podobnie zaawansowanym co ja USA, tyle, że on ma łatwiej i bliżej) i wszystkim co francuskie. Gdy usłyszał, że jego ulubiony francuski muzyk koncertuje niedaleko granicy belgijskiej, a więc rzut beretem od Holandii, to już wiedziałam, że trafię do Francji. Piękny koncert się odbył i szybko skończył. Był lekki niedosyt i wczesna pora (bodajże 18) więc narodził się szybki i szalony pomysł : pojedźmy do Paryża. W tym miejscu muszę Wam powiedzieć, że wycieczka do Paryża była wielką przygodą i choć nie chciałabym jej powtórzyć w tej samej formie to cieszę się, że miałam okazję poczuć Paryż w ten sposób :)
Od pomysłu do realizacji minęły jakieś 2 okrążenia ronda. W końcu wybraliśmy odpowiedni kierunek i w kilka godzin później stałam już pod znaną wieżą. :) Ruszajmy !
Wieża Eiffla - myślę, że tej budowli przedstawiać nie trzeba. Została zbudowana specjalnie na Wystawę EXPO w 1889 roku i później miała zostać rozebrana. Cieszy oczy turystów do dziś. Cieszy to za małe słowo... jest oblegana. A sam symbol Wieży świetnie się sprzedaje. Wieża Eiffla była w zasadzie pierwszą i ostatnią budowlą jaką dane było mi w Paryżu zobaczyć. Gdy tylko przyjechaliśmy udaliśmy się na Pola Marsowe i tam w towarzystwie innych turystów, wina i nachalnych sprzedawców chcących wetknąć wszystkim małe figurki wieży, oglądaliśmy pokaz światełek, który po zmroku jest prezentowany o każdej równej godzinie. O ile samą wieżę uważam za trochę przereklamowaną, o tyle widok jaki rozpościera się z jej szczytu.... niezapomniany :)
Do Paryża przyjechaliśmy metrem, samochód zostawiliśmy na przedmieściach francuskiej stolicy. Możecie sobie wyobrazić jak szybko biegliśmy (mimo, że ja nie biegam :P), gdy zorientowaliśmy się, że paryskie metro nie jest całodobowe. Ale daliśmy radę, wsiedliśmy do pociągu i... za jakiś czas dojechaliśmy do tej samej stacji na której wsiedliśmy zdyszani. Tak, to było ostatnie połączenie, którym mogliśmy dostać się do naszego samochodu. Wkrótce okazało się, że wsiedliśmy w wagonik jadący w złym kierunku. I w tym miejscu zaczyna się prawdziwa przygoda a na samo jej wspomnienie śmieję się teraz do monitora. Jakie to były emocje. Ten jeden zły pociąg skazał nas na noc w Paryżu :)
Zaczęła się tułaczka, bo inaczej tego nazwać nie mogę. Powinniście wiedzieć, że w Paryżu byłam w pierwszej połowie września. Pogoda jeszcze wakacyjna, ale na pewno nie nocą. A wysiadając z samochodu nie byliśmy na to przygotowani i nie byliśmy jakoś szczególnie ciepło ubrani. Tak, więc najgorzej z tej nocnej eskapady wspominam temperaturę. Zawsze gdy jest mi zimno, przypominam sobie tamtą noc i jakoś od razu mi przechodzi :). W zasadzie wtedy w nocy zeszliśmy wszystkie kluczowe miejsca tej stolicy. Połączyliśmy przyjemne z pożytecznym. Zobaczyliśmy te obiekty z zewnątrz, a dzięki spacerowi było nam cieplej.
Spacer nocą po Paryżu mogę polecić każdemu. To nie jest Nowy Jork, który nigdy nie śpi. Tu jest wręcz odwrotnie. Paryskie nocne życie koncentruje się w lokalach, ale na ulicach są pustki. Cały czas szliśmy wzdłuż Sekwany i przekraczaliśmy kolejne mosty. Gdyby, nie liczyć zmęczenia, zimna i głodu (Kupiliśmy tylko hot doga pod Wieżą Eiffla za 10euro. Ja nawet z tego zrezygnowałam, wiedziałam, że w udziale przypadną mi najwyżej 2 gryzy a to tylko niepotrzebnie rozbudzi mój żołądek) to mogę powiedzieć, że było cudownie.
Ale nie chodziliśmy całą noc. Były też przystanki, pierwszy pod Luwrem. Nocny widok (zdjęcie wyżej) zapierał dech w piersiach. Siedzieliśmy sobie na ławeczkach na przeciwko tego muzeum, a za naszymi plecami rósł żywopłot. I to właśnie z jego powodu nie zostaliśmy tam dłużej. Cały czas ktoś kręcił się za naszymi plecami, wchodził i wychodził z zielonego labiryntu, utworzonego przez ten żywopłot. Dopiero kilka miesięcy temu, dzięki pewnemu filmowi dowiedziałam się, że ów labirynt od lat jest punktem schadzek homoseksualnych Paryżan.
To właśnie w okolicy Luwru zobaczyłam pierwszego pierwsze szczury.
Od tej pory szczury były naszymi towarzyszami. Nie cały czas, ale co chwila słyszeliśmy je w jakimś koszu na śmieci, albo w dole nad samą Sekwaną. Myśleliśmy, że to dużo, ale co to dużo przekonaliśmy się dopiero pod Katedrą Notre-Dame. Gdy byliśmy już blisko nagle coś przeleciało mi między nogami, kolegę wryło bo duża chmara przeleciała przed nim a koleżankę coś z dużą siłą uderzyło w kostkę. Tak, oto nocne wyścigi szczurów. Akurat mieliśmy szczęście, że pod Katedrą rozstawione były schody (taka drewniana, wysoka konstrukcja, żeby móc usiąść i podziwiać Notre- Dame). I właśnie na tych schodach spędziliśmy najwięcej czasu. Nasz kierowca (no w końcu osoba najważniejsza) miał okazje się przespać a my obserwowaliśmy niezwykłą architekturę i... szczury. To nie była gromadka, to była chmara. Biegały po ulicy, ścigały się, przegryzały się przez folie do koszy na śmieci. Myślę, że mogło być ich tam około 100. (przynajmniej tyle widziałam, ile jeszcze było pochowanych, chyba wolę nie wiedzieć :)).
Przemarznięci i padnięci wróciliśmy do samochodu pierwszym pociągiem rano. Przespaliśmy się w samochodzie kilka godzin (to był najgorszy nocleg w moim życiu. I nie chodzi tu tylko o to, że było niewygodnie. Najgorsze było to, że obudziłam się pierwsza, wiedziałam, że już nie zasnę. I siedziałam, modląc się by któryś z współtowarzyszy podróży się obudził. Niestety, przesiedziałam wtedy chyba 3 godziny bez ruchu, w zupełnej ciszy.). Wczesnym południem po śniadaniu i myciu zębów w jakimś fast foodzie, wróciliśmy do Paryża na normalniejsze zwiedzanie :)
Sarkofag Napoleona - znajduje się w Kościele Inwalidów. Ciało tego wodza jest zamknięte aż w 6 trumnach. Gdy ja tam byłam miałam wrażenia, jakbym weszła do innego świata. Jakby był tam wyczuwalnych duch tego wielkiego wodza. Myślę, że ma na to duży wpływ całe otoczenie tego miejsca. Grób jest otoczony płaskorzeźbami mówiącymi dużo o życiu Napoleona. Sarkofag umieszczony jest w dole, gdy wejdzie się do kościoła i podejdzie do barierki wódz jest niżej. Barierka ta jest specjalnie zaprojektowana tak, by opierając się o nią od razu złożyć pokłon Bonapartemu.
Łuk Triumfalny- pomnik zbudowany dla uczczenia tych, którzy walczyli za Francję w czasie rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich. Plac na którym stoi Łuk jest niezwykły jeśli chodzi o topografie. Ulice z niego wychodzące biegną aż w 12 stron. Nie wiem czy wiecie, ale w Paryżu są 3 takie łuki. Oprócz tego ze zdjęcia są jeszcze Arc du Carrousel (w okolicach Luwru) i Grande Arche (w dzielnicy biznesowej. To w zasadzie XX wieczna wariacja na temat Łuku Triumfalnego). Najciekawsze jest to, że te 3 łuki stoją w od siebie w linii prostej. Niesamowite :)
|
Grób Nieznanego Żołnierza pod Łukiem Triumfalnym |
|
Kościół Inwalidów |
|
Notre- Dame |
|
Notre-Dame za dnia, już bez szczurów :) |
Przez to, że moja podróż była spontaniczna i krótka, nie udało mi się zobaczyć wszystkiego czego chciałam. Dlatego na pewno chcę jeszcze wrócić do Paryża, może w przyszłym roku, zobaczymy :) Jeśli chodzi o koszty to polecam to miasto wszystkim studentom i młodszym. A dlaczego? W wiele miejsc można dostać się ze sporą zniżką a nawet za darmo (miałam darmowe wejście np. do grobu Napoleona) aż do ukończenia 26 roku życia.
A w kolejnym poście z tej serii... chyba zabiorę Was na Bałkany, a może na świeżo do Norwegii. Zobaczymy :)
Czekam na Wasze komentarze, może byliście już w Paryżu i macie jakieś miejsca, które możecie mi polecić, gdy następnym razem tam zawitam ?